Z [Wojciechem] Dutkiewiczem i [Piotrem] Kapuścińskim spotkaliśmy się przed kościołem św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu [w rocznicę strajków grudniowych na Wybrzeżu]. Dla zmylenia tajniaków każdy z nas miał dużą torbę, ale tylko w torbie Dutkiewicza był megafon.
Do kościoła kapucynów przy ulicy Miodowej napływał tłum. Gdy wchodziłem po schodach, dostałem cios w brzuch. Dwóch mężczyzn złapało mnie i zawlokło do samochodu. Tam otrzymałem kilka uderzeń w twarz, na szczęście dość lekkich, bo wewnątrz auta było ciasno. Następnie padło pytanie, co tu robię i jak się nazywam. Przypomniałem sobie, że w tylnej kieszeni spodni mam kilkadziesiąt ulotek przygotowanych na demonstrację. Podałem nazwisko, mówiąc, że idę do księdza Stanisława na lekcję religii. Dobrze, że nie sprawdzili tego księdza, bo zwyczajnie go wymyśliłem.
Mężczyzna przeszukał torbę i obejrzał legitymację szkolną. „Co to za znaczek?” — spytał, wskazując na symbol „Polski Walczącej” na biało-czerwonej fladze. Powiedziałem, że to od mamy, która jest kombatantem. Sprawdzili przez radio moje dane, ale nic na mnie nie mieli. Dostałem jeszcze raz w twarz i wyleciałem z samochodu. Dzięki temu, że mnie zwinęli, Dutkiewicz i [Wojciech] Ciszewski mogli bezpiecznie wejść do środka z megafonami.
Warszawa, 17 grudnia
Mateusz Sidor, Lekcje "Ucznia Polskiego", "Karta" nr 57/2009.